czwartek, 22 października 2015

Review - Sylveo, lniana maska do włosów

Cześć i czołem! Jesienna słota zawitała do nas na dobre, ale mam nadzieję, że nie tracicie dobrych humorów i ochoczo przeczytacie recenzję świetnego kosmetyku, który od tej pory będzie stałym bywalcem mojej kosmetyczki. 


Sylveco, lniana maska do włosów

Co mówi producent?

Hypoalergiczna maska do włosów z ekstraktem z nasion lnu zwyczajnego i olejem kokosowym przeznaczona jest do pielęgnacji włosów suchych i łamliwych. Jest bogata w składniki nawilżające i odżywcze, pozwala poprawić wygląd i kondycję włosów. Olej kokosowy, dzięki swoim wyjątkowym właściwościom, wykazuje zdolność przenikania do struktury włosa, zwiększa nawilżenie końcówek, zapobiega także ich rozdwajaniu się. Związki śluzowe, zawarte w nasionach lnu, powlekają i chronią włosy, znakomicie je wygładzając. Nałożenie maski po umyciu ułatwia rozczesywanie włosów, zapewnia efekt miękkich, lekkich i lśniących kosmyków. Stosowanie maski jako kompresu, przed myciem, zdecydowanie poprawia nawilżenie i zwiększa elastyczność włosów.
Produkt hypoalergiczny, przebadany dermatologicznie. 

Skład:


Aqua (woda), Linum usitatissimum Seed Extract (ekstrakt z nasion lnu), Cetyl Alcohol (emolient), Cocos Nucifera Oil (olej kokosowy), Sucrose (cukier), Glycerin (gliceryna), Vitis Vinifera Seed Oil (olej z pestek winogron), Stearic Acid (stablizator, działa nawilżająco), Panthenol (pantenol), Decyl Glucoside (łagodny detergent), Lactic Acid (kwas mlekowy, dzała nawilżająco), Glyceryl Oleate (emolient), Cyamopsis Tetragonoloba Gum (guma guar, zagęstnik), Tocopheryl Acetate (witamina E), Cocamidopropyl Betaine (łagodny detergent), Sodium Benzoate (konserwant)

Jak widać, skład mocno nawilżający, z aktywnymi składnikami na wysokich pozycjach. 

Konsystencja, kolor, zapach:


Maska jest dosyć rzadka, o zapachu, któremu daleko do pięknego... Coś za coś w pewnym sensie - zauważcie, że w składzie nie ma sztucznego zapachu, więc to sama natura. ;) Kolor perłowy. Pomimo swej konsystencji mogę śmiało nazwać ją wydajną.

Opakowanie:


Kosmetyk dostajemy w zakręcanym pojemniczku o pojemności 150 ml. Zapakowany jest w śliczne pudełeczko, na którym znajdziemy także opis niezwykłej rośliny, jaką jest len. Już kiedyś to podkreślałam, ale osoba odpowiedzialna za grafikę w Sylveco ma świetne wyczucie smaku. 

Działanie:

Maska stała się dla mnie alternatywą dla olejowania i od pierwszego użycia zakochałam się w jej działaniu. Włosy rzeczywiście są świetnie nawilżone, zdyscyplinowane i lejące się. Tworzą idealną taflę. Maska bardzo pomogła mi w nawilżeniu włosów po wakacjach - już po pierwszym użyciu zyskały dawny blask i miękkość. Moje włosy kochają siemię lniane, więc z tym produktem również się bardzo polubiły. Poniżej zdjęcie moich włosów po użyciu maski jako kompresu (jeszcze przed podcięciem).


Jak widać nawet końce, które już wtedy potrzebowały podcięcia, wyglądają na nawilżone. 

Dostępność:

Maskę, jak i inne produkty marki Sylveco można zakupić w większości (o ile nie wszystkich) sklepów z kosmetykami naturalnymi. Ja swój egzemplarz zakupiłam w siedleckim sklepie Natu, ale w Warszawie z pewnością dostaniecie ją w BioOrganice. Cena waha się od około 25 do 28 zł. 

Podsumowując:

To kosmetyk, na który można liczyć w chwilach mocnego przesuszenia włosów, jak i na co dzień. Nawet te z Was, które mają nie najlepsze wspomnienia z siemieniem lnianym czy olejem kokosowym powinny skusić się i wypróbować tę maskę. Idealnie nadaje się na prezent!


Miałyście przyjemność używać tej maski? Jak u Was się sprawdziła? A może dopiero poczułyście się zachęcone do jej zakupu? Czekam na komentarze. Pozdrawiam! 

poniedziałek, 19 października 2015

Niedziela dla włosów

Witajcie! Moja "niedziela dla włosów" właściwie odbyła się dzisiaj i dla Was będzie niespodzianką. 

Czego użyłam? 

  • Na noc nałożyłam na włosy olejek Sesa.
  • Rano umyłam włosy przy użyciu balsamu do włosów suchych i zniszczonych Green Pharmacy i odbudowującego szamponu pszeniczno-owsianego Sylveco.
  • Następnie na 15 minut nałożyłam kremową maskę do włosów Argan Hair Dr.Sante. Miałam ją już kilka razy na włosach i jest w niej potencjał! 
  • Na koniec aktywne serum na porost włosów Apteka Agafii oraz eliksir odżywczy Elseve.
A moje włosy prezentowały się tak:


Czyli krótko! :) Bardzo się cieszę, że je bardzo skróciłam i świetnie się czuję w takiej długości. Oczywiście, jak to u mnie, zaraz włosy będą mi sięgać pasa, ale chwilowo cieszę się takimi. Maska sprawiła, że są lśniące i miękkie, czyli takie jak lubię najbardziej. Sezonowe wypadanie włosów daje mi się lekko we znaki i jest to aktualnie mój jedyny włosowy problem. 

Jak Wasze włosowe spa? Dajcie znać w komentarzach. Pozdrawiam!

niedziela, 27 września 2015

Niedziela dla włosów

Witajcie! Po dłuższej przerwie wracam do serii "Niedziela dla włosów". Moje wakacje zbliżają się ku końcowi, a to oznacza powrót na uczelnię (za którą naprawdę się stęskniłam) oraz stały plan dnia, w którym bez problemu znajdzie się czas dla mnie i pielęgnację. 

Po wakacjach stawiam na intensywne odżywienie i wzmocnienie. Pomimo tego, że mało przebywałam na słońcu przez lipiec i sierpień, moje włosy były suche i szorstkie. Wpływ na pewno miały warunki w mojej pracy - ciągle włączona klimatyzacja, suche powietrze, tumany kurzu, intensywne światło jarzeniówek. 
We wrześniu swoje piętno odcisnęły podróże. Mycie głowy było przykrą koniecznością - włosy mokre, a tyle miejsc czeka na mnie! Jako, że podróżowałam samolotem, miałam też ograniczoną pojemność kosmetyczki i starałam się ograniczyć pielęgnację do niezbędnego minimum (post - Co zabrałam do Oslo?)

Dosyć tego narzekania, bo moje włosy wyglądają naprawdę nieźle! Tak naprawdę do ''postawienia ich na nogi'' potrzebowałam tygodnia. 

Czego użyłam przy okazji "Niedzieli dla włosów"?

  • Na noc nałożyłam na włosy olejek Sesa - szczerze mówiąc, spodziewałam się po nim więcej. Prawie dobiłam dna, a do tej pory najbardziej dał mi się we znaki zapach, który zostaje na wszystkim i wszędzie. 
  • Do mycia użyłam: wzmacniającej odżywki do włosów Joanna, cedrowego mydła Bania Agafii oraz balsamu-maski do włosów z przeciwutleniaczami Fratti. Z tego balsamu jestem bardzo zadowolona, muszę zakupić kolejne opakowanie. Zapewne doczeka się recenzji. :)
  • Na koniec użyłam aktywnego serum ziołowego na porost włosów Apteczka Babci Agafii i eliksiru odżywczego Elseve.
Efekt? 


Taki, że włosy nie chciały pozować do zdjęcia. :D Są idealnie nawilżone i bardzo miękkie. Jak widać, przyda im się lekkie podcięcie, bo końce zaczynają wywijać się na wszystkie strony świata. Objętość również niczego sobie. Bardzo obawiam się jesiennego wypadania włosów, ale nie zauważyłam, by wypadała ich alarmująca ilość. Stawiam na profilaktykę i odżywienie. Wydaje mi się, że włosy są zadowolone. :) 

Jak mają się Wasze włosy? Czy Wasz wrzesień był równie przyjemny, co mój? Jego ostatnie dni spędzam w doborowym towarzystwie: 


Pozdrawiam i czekam na komentarze! :)
 

środa, 23 września 2015

Pocztówka z Oslo


Museet for samtidskunst
 



Norsk Folkemuseum
 

Gol stavkirke
 



Vikingskipshuset



Frammuseet


Kon-Tiki Museet
 


Nobels Fredssenter
 

Operahuset
 



Holmenkollen
 



Oslo Reptilpark
 

Vigelandsparken

sobota, 12 września 2015

Zakupy z Oslo

Cześć! Norwegia to przepiękny kraj, jednak tamtejsze ceny mogą przyprawić o ból głowy. Dla przeciętnego Polaka drogie jest... wszystko. Najtańszy chleb, jaki udało nam się dostać kosztował 10 koron, czyli około 5 zł. Generalnie cena chleba razowego równa się cenie 2-3 litrów benzyny. 

W pierwszej chwili patrząc na półki w supermarkecie stwierdziłam, że czeka mnie kilkudniowa głodówka. Jednak po chwili zaczęłam sięgać po produkty i czytać ich składy. Jakieś 95% żywności w sklepach to produkty pochodzące z krajów skandynawskich, głównie z Norwegii. Jakość jedzenia jest naprawdę świetna. Chemii - praktycznie brak. Trudno się więc dziwić, dlaczego Norwegowie są tacy szczupli i nie mają problemów z cerą... (Pomijam już fakt, że są w ciągłym ruchu...)
Szkoda, że w polskie supermarkety i sklepy nigdy nie będą tak wyglądać. 


Widok na Karl Johans Gate - najbardziej znaną ulicę w Oslo

Generalnie w Oslo jest mało sklepów. I mało ludzi robi zakupy - Norwegowie nie są narodem konsumpcyjnym. Jeśli półka w sklepie jest pusta, na nich nie robi to wrażenia. 

Zachodnich sieciówek praktycznie się nie uświadczy. Ze znanych w Polsce widziałam tylko United Colors of Benetton, Mango, Yves Rocher i The Body Shop oraz L'oreal. Spotkałam się też z pojedynczymi salonami innych zagranicznych marek (jak G-Star Raw), ale w sumie sklepów spoza Skandynawii jest w całym Oslo kilkanaście. Pozostałe to takie sieci jak Lindex, BikBok, Monki, Cubus, KappAhl, H&M... czyli ponownie marki ''tamtejsze''. Bardzo mi się to podoba i gdy opowiadam o tym znajomym i rodzinie, patrzą na mnie z niedowierzaniem, jakbym mówiła o jakimś miejscu z innej planety. 

Pomimo wysokich cen zdecydowałam się na niewielkie zakupy. 


Plecak Fjallraven Kanken był moim materialnym marzeniem od czasu mojego pobytu w Szwecji. Ten kultowy już produkt posiada praktycznie każdy Szwed i wiele mieszkańców innych krajów dalekiej północy. Bardzo cieszę się z tego zakupu - wygląda niepozornie, ale jest niezwykle pakowny i uszyty z porządnego, wodoodpornego materiału. 



Kanken dostępny jest we wszystkich kolorach tęczy i wielu rozmiarach - każdy znajdzie coś dla siebie. Nie jest to mały wydatek (ja zapłaciłam za swój 320 zł), ale te plecaki są już na całe życie. Używam go już kilka dni i jest niezastąpiony. Myślę, że wielu Szwedów to potwierdzi. :)


W sklepie Life kupiłam trzy produkty w gruncie rzeczy niedostępne w Polsce. Herbaty Pukka można kupić w kilku miejscach w Polsce, ale tej nigdy nie widziałam. Jest to wersja Herbal Collection, w skład której wchodzą: Elderberry & Echinacea, Lemon, Ginger & Manuka Honey, Night Time, Three Mint oraz Detox. Skusiłam się też na dwie wegańskie czekoladki: Ombar Acai & Blueberry (pyszna!) oraz Pana Chocolate Coconut & Goji. 

Nie mogłam przejść obojętnie obok drogerii Boots, którą większość z Was pewnie kojarzy z Wielkiej Brytanii. Do mojego koszyka trafił kolorowa pomadka z serii Boots Botanics. Wybrałam kolor 030 Sheer Guava. 
Skład: Prunus amygdalus dulcis (Sweet almond) oil, Cocos nucifera (Coconut) oil, Cera alba (Beeswax), Euphorbia cerifera (Candelilla) wax, Helianthus annuus (Sunflower) oil, Prunus armeniaca (Apricot) kernel oil, Butyrospermum parkii (Shea) butter, C10-30 cholesterol/lanosterol esters, Garcinia indica seed butter, Diisostearyl malate, Sorbitan olivate, Rosa moschata seed oil, Caprylic/capric triglyceride, Stearalkonium hectorite, Aluminum Hydroxide, Phenoxyethanol, Propylene carbonate, BHT, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, [+/- (May contain) Talc, CI 15850 (Red 6 lake), CI 15850 (Red 7 lake), CI 19140 (Yellow 5 lake), CI 77491 (Iron oxides), CI 77492 (Iron oxides), CI 77499 (Iron oxides), CI 77891 (Titanium dioxide)]

Oczywiście głównym celem moich zakupów był Lush, którego niestety nie ma w Polsce. 


Do Warszawy wróciły ze mną dwa kultowe kosmetyki: Mask of Magnaminty oraz Angels on Bare Skin. Użyłam już maseczki do twarzy i jestem zakochana! W ramach ciekawostki - moją maskę przygotował dla mnie Wojtek. :) Pasta do mycia twarzy czeka na swoją kolej i mam nadzieję, że również podbije moje serce. 

Skład Mask of Magnaminty: Honey, Kaolin, Bentonite Gel, Talc, Glycerine, Ground Aduki Beans (Phaseolus angularis), Evening Primrose Seeds (Oenothera biennis), Peppermint Oil (Mentha piperita), African Marigold Oil (Tagetes erecta), Fair Trade Vanilla Absolute (Vanilla planifolia), Limonene, Perfume, Chlorophyllin (CI 75810)

Skład Angels on Bare Skin: Ground Almonds (Prunus dulcis), Glycerine, Kaolin, Water (Aqua), Lavender Oil (Lavendula angustifolia), Rose Absolute (Rosa damascena), Chamomile Blue Oil (Matricaria chamomilla), Tagetes Oil (Tagetes minuta), Benzoin Resinoid (Styrax tonkinensis pierre), Lavender Flowers (Lavandula angustifolia), Limonene, Linalool

Z moich norweskich zakupów jestem naprawdę zadowolona. Znacie te produkty? Może Wam coś teraz wpadło w oko? Czekam na komentarze i uciekam do Gdańska. Pozdrawiam!

wtorek, 8 września 2015

Co zabrałam do Oslo?

Witajcie po dłuższej przerwie! Nareszcie mam dużo wolnego czasu, więc będę tu zdecydowanie częściej. Dzisiaj post, który może niektórym z Was pomóc spakować się na wakacje. Zapraszam! :) 


W Skandynawii jestem zakochana od dziecka i odkąd pamiętam poznawałam tajemnice poszczególnych krajów. Dwa lata temu miałam okazję przez jakiś czas mieszkać u szwedzkiej rodziny na wyspie i ten okres tylko tę miłość we mnie wzmocnił. 
Bilety do Oslo kupiliśmy z chłopakiem bardzo spontanicznie, bo cena ''zwaliła nas z nóg'' - 19 zł. Nie zastanawialiśmy się zbyt długo i wiemy, że była to świetna decyzja. Pomimo tego, że nasz wyjazd nie był długi (4 dni) i poruszaliśmy się tylko w obrębie Oslo, wróciliśmy szczęśliwi i wiemy, że jeszcze kiedyś tam wrócimy. 

Dla wielu kobiet problemem może być spakowanie się w bagaż podręczny zarówno w kwestii odzieży, jak i kosmetyków. Te drugie mogą przysporzyć więcej problemów - ograniczenia są dosyć duże. Kosmetyczka musi być przezroczysta, zamykana, o maksymalnych wymiarach 20 cm x 20 cm i łącznej pojemności 1 litra. Wszystkie płyny muszą być przewożone w pojemnikach nie większych niż 100 ml każdy. Nie dość, że możemy zabrać mało rzeczy, to na zakupach w drogerii też nie poszalejemy... Ja jednak nieźle sobie poradziłam, a i zakupy zrobiłam. ;) 

Zatem - co zabrałam do Oslo? 


Tuz przed wyjazdem zdecydowałam się na zakup rękawicy GLOV. Kupiłam wersję podróżną w Sephorze za 39 zł. To bardzo wygodny produkt, dzięki któremu idealnie umyjemy buzię tylko przy użyciu wody. Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu i serdecznie Wam ją polecam. Na dodatek powiem, że to polski produkt! 


Trzy produkty, które warto mieć pod ręką - nakładki na deskę toaletową, nawilżane chusteczki do higieny intymnej (które w razie czego mogą posłużyć do wytarcia czegoś innego) oraz żel antybakteryjny do rąk. Każdy z nich kosztował grosze i naprawdę są przydatne w wielu sytuacjach. 


Jeśli chodzi o kosmetyki, w mojej kosmetyczce znalazły się:
  • olej makadamia w praktycznej saszetce - nie chciałam rezygnować z olejowania włosów podczas wyjazdu, dlatego zakupiłam ją w Rossmannie. Wystarczyła mi nie dość że na całą długość włosów, to po myciu jeszcze zabezpieczyłam olejem końce. 
  • próbki - to sprzymierzeńcy każdego turysty; wystarczają na maksymalnie kilka razy, więc nigdy nie zabiera się ich z powrotem do domu. Miałam dwie próbki szamponu (Pharmaceris i Kiehl's) oraz odżywki (Pharmaceris)
  • miniatura odżywki Alterra - może nie jest to kosmetyk, które moje włosy uwielbiają, ale jedno trzeba mu przyznać - świetnie nawilża (a po locie samolotem to ważna sprawa). Taka ilość wystarczyła mi na cały wyjazd - zarówno dla mnie, jak i dla mojego chłopaka. 
  • mydełko w kostce - również w wersji mini; służyło mi do mycia rękawicy GLOV oraz do mycia ciała. Mydło nie musi znajdować się w kosmetyczce, więc dzięki temu zawsze mamy miejsce na coś innego. 
  • tonik do twarzy - w moim przypadku to ogórkowy Ziaji. Nalałam tyle, żeby mi starczyło podczas wyjazdu i pustą buteleczkę wrzuciłam już do walizki. 
  • filtr przeciwsłoneczny - najważniejsza rzecz w mojej kosmetyczce. Akurat miałam tutaj końcówkę, więc puste opakowanie zostało w norweskim koszu. Jeśli macie więcej, radzę przełożyć odpowiednią ilość do specjalnych, plastikowych pojemniczków.
  • olejek do twarzy - ograniczam używanie kremów, a olejek (jakikolwiek by nie był) jest bardzo praktycznym kosmetykiem. Swój z Orientany przelałam do praktycznego opakowania z pipetą po olejku Bielendy. 
  • żel aloesowy na krostki - przełożony do małego, plastikowego pojemniczka. 
  • miniatura dezodorantu Isana - generalnie nie używam takich dezodorantów, ale ten miał małą pojemność i jeszcze mniejszą cenę. Sprawdził się naprawdę dobrze. 
Do Polski wróciło ze mną tylko mydełko, żel aloesowy, olejek i dezodorant. W kosmetyczce miałam naprawdę dużo wolnego miejsca na swoje kosmetyczne nowości z Lush'a. :) 

Mam nadzieję, że ten post okaże się praktyczny i pomocny dla każdej z Was pakującej się na wyjazd. Najbliższe wpisy będą głownie fotograficzne - zabiorę Was na wycieczkę po ''moim'' Oslo. Pozdrawiam i do następnego! :)

czwartek, 13 sierpnia 2015

Shopping - dużo nowości!

Cześć i czołem! Dzisiaj post z moimi nowościami - trochę się tego nazbierało, ale w pewnym momencie wszystko mi się skończyło (też tak macie?!). Niektórych z tych produktów już używam i jest wśród nich kilka perełek. Zapraszam!





Lush, Sultana of Soap i Ro's Argan  - czyli mydło o cudownym zapachu oraz balsam do ciała pod prysznic o fenomenalnym składzie. Mydełko czeka na swoją kolej, natomiast balsamu używam i jestem nim zachwycona. Mam nadzieję, że Lush pojawi się w końcu w Polsce... Może kupię większe opakowanie w czasie swojego pobytu w Oslo.

Green Pharmacy, Balsam do włosów suchych z olejem arganowym i granatem  - re-we-la-cja! Używam od jakiegoś czasu i jestem w szoku, co ta odżywka robi z moimi włosami. Są idealnie wygładzone, nawilżone i miękkie przez cały czas, a nie tylko zaraz po umyciu. Polecam, niedługo większa recenzja!

Clinique, zestaw miniaturek Hydration Solutions i miniaturka tuszu High Impact Mascara - zestaw kupiłam za jedyne 49 zł. Chciałam przetestować zwłaszcza krem pod oczy. Przy okazji dostajemy bardzo ładną kosmetyczkę. :) Tusz kupiłam ze względu na swoje wrażliwe oczy i wymagania w pracy - na co dzień nie maluję oczu, ale niestety do pracy muszę. Ma bardzo wygodną szczoteczkę i ładnie podkreśla rzęsy. Może kiedyś skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie, jeśli zajdzie taka potrzeba.


Bielenda, Skin Clinic Profesional, Super Power Mezo Serum, Aktywne serum korygujące Anti-Age do cery mieszanej i tłustej, z niedoskonałościami - kupiłam w Super-Pharm w dużej promocji. Kończy się moje serum z kwasami z Iwostinu, teraz będę testować tego cwaniaczka. Pożyjemy, zobaczymy!

Ziaja, antyperspirant w kremie Sensitive - staram się nie używać dezodorantów z chlorkiem glinu w składzie, ale latem niestety zostałam do tego zmuszona. Pracuję fizycznie, więc chcę uniknąć krępujących sytuacji. Ten produkt się u mnie sprawdza. Niestety zauważyłam, że zostawia plamy na czarnych ubraniach, co go definitywnie u mnie skreśla - ubieram się w 99% na czarno. 


Apteczka Babci Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów - ten produkt jest bardzo znany wśród wszystkich dbających o włosy. Używała go także moja mama. Skończyłam już kolejną butelkę toniku wzmacniającego, więc przyszedł czas na zmianę. Jestem ciekawa, czy u mnie się sprawdzi. 

Ziaja, tonik ogórkowy - lubię toniki od Ziaji, bo są tanie i dobre. Miałam już wersję aloesową, kończę nagietkową, ta będzie następna. 

Fratti, Balsam-maska do włosów z przeciwutleniaczami - wzmacniająca - moje włosy potrzebują ciągłego wzmacniania, a ta maska zawiera mnóstwo składników o takim działaniu. Jestem bardzo ciekawa, czy przyniesie oczekiwane efekty. 

RosehipPLUS, organiczny olejek z dzikiej róży tłoczony na zimno - prosto z Australii do warszawskiego TKMaxx. Nie potrafię tam kupować ubrań, za to kosmetyki mogłabym w ilościach hurtowych. Ten organiczny olejek znajdziemy w bardzo praktycznym opakowaniu typu roll-on.


Sylveco, wygładzająca odżywka do włosów i odbudowujący szampon pszeniczno - owsiany - czyli duet z wakacyjnej promocji 2 w cenie 1. Szampon już testowałam i byłam zachwycona efektem odbicia włosów od nasady, odżywka to dla mnie zupełna nowość. Czekam z niecierpliwością kiedy zacznę ich używać. 

Dermedic Sunbrella Baby, mleczko mineralne do opalanie SPF 50 - filtru z faktorem 50 używam codziennie, a ten kupiłam w sporek promocji w Super-Pharm. Ta wersja nie ma w składzie Isoparafiny, w przeciwieństwie do tej przeznaczonej dla skóry tłustej. 

Sylveco, rumiankowy żel do twarzy - śmierdzi jak stare kalesony, ale pod względem działania jest moim hitem! Naprawdę godny polecenia. 

Sylveco, rokitnikowa pomadka ochronna o zapachu cynamonu - w mojej pracy strasznie wysuszają mi się usta, a pomadka z Alterry powoli się kończy. Wzięłam tę wersję, bo wydaje mi się mocno natłuszczająca i nawilżająca. 

Yves Rocher, jedwabisty szampon odżywczy do włosów suchych - kupiłam go w zestawie z szamponem oczyszczającym (nie dla mnie). W składzie ALS zamiast SLS, ale także całkiem sporo nawilżających składników i proteiny. 

Bania Agafii, mydło do ciała i włosów - na bazie białej glinki nie jest nowością w mojej kosmetyczce. Zachwycał mnie efekt ''push-up'', jakie dawało na moich włosach. Cieszę się, że sobie o nim przypomniałam - jest bardzo wydajne, a rozmiar bardzo wakacyjny. :)

Bania Agafii, niebieska maska do twarzy oczyszczająca - kończę inną wersję maski oczyszczającej z tej samej linii i liczę, że ta będzie tak samo skuteczna. W składzie znajdziemy niebieską glinkę, malwę, otręby owsiane i wodę bławatkową. 



Biolaven, płyn micelarny - skutecznie oczyszcza, bardzo ładnie pachnie, jest wydajny, ale... okrutnie się pieni. Jeśli ktoś nie lubi tego w micelach, to z tym się niestety nie polubi. 

Dermedic, Hydrain3Hialuro płyn micelarny - pierwotnie kupiła go moja mama w dużej promocji w SuperPharm, ale nie domywał jej makijażu oczu. Ja się nie maluję, a ten jest moim ulubieńcem, więc z chęcią przyjęłam w spadku butlę o pojemności 400 ml. 

Isana, odżywka Ansatz&Spitzenz ekstraktem z limonki i aloesu - za kilka złotych dostajemy odżywkę o niezłym składzie (osobiście byłam w szoku) przeznaczoną do włosów tłustych u nasady i suchych na końcach. 

Isana, owocowy i kremowy żel pod prysznic - kupuję żele Isany tylko w edycjach limitowanych. :D Już tak mam! Kosztują maksymalnie 3 złote, są wydajne, ładnie pachną, ja je lubię. 

Isana, peeling pod prysznic Grejpfrut & Rabarbar - peelingi Isany raczej masują, niż złuszczają, ale ja je lubię zwłaszcza latem. Ten pachnie po prostu przepięknie! 



Avon, zestaw Zielona herbata i Werbena - szukałam jakiejś lekkiej mgiełki na lato, a cały zestaw najbardziej się opłacał. Zapach jest cudowny!

Organic Surge, odżywka Volume Boost - dorwana w TkMaxx. Szampon z tej serii był najlepszym, jaki kiedykolwiek przyszło mi używać (cały czas mam nadzieję, że znowu będzie mój), więc mam nadzieję, że odżywka również mnie zachwyci. 

Avon, odżywka 24-godzinna objętość i upiększająca odżywka BB - odżywek z Avonu używam jako pierwsze O w czasie mycia. W tej roli spisują się znakomicie. Ta druga - BB - ma (jak na Avon) niezły skład. Jeśli lubicie produkty z silikonami, powinna Wam się spodobać.

Bielenda, Skin Clinic Professional, Aktywny tonik korygujący anti-age do cery mieszanej i tłustej - używam od jakiegoś czasu w czasie wieczornego oczyszczania twarzy i już widzę fajne efekty. 

Bielenda, Skin Clinic Professional, Super Power Mezo, Aktywny krem korygujący anti-age do cery mieszanej i tłustej, z niedoskonałościami - wszystkie kosmetyki z Bielendy kupiłam w czasie promoci w SuperPharm. Zachwycił mnie ich olejek z tej samej serii, a pozostałe kosmetyki mają naprawdę dobre składy. Bielenda nie kojarzyła mi się z kosmetykami dobrej jakości, a tu takie pozytywne zaskoczenie! 

Trochę tego przybyło, ale znowu mam zapasy na kilka miesięcy. Latem zawsze pojawiają się fajne promocje, z których warto korzystać. Używałyście czegoś z tych kosmetyków? Może którychś jesteście wyjątkowo ciekawe i chciałybyście przeczytać recenzję? Dajcie znać pod postem. Pozdrawiam!